Stałym widzem turnieju Enea Poznań Open jest Wojciech Fibak. W rozmowie przeprowadzonej po ćwierćfinałowym meczu Maksa Kaśnikowskiego podzielił się z nami przemyśleniami dotyczącymi występów Polaków w tym turnieju oraz poziomu tegorocznej imprezy.
Rozmawiamy tuż po kolejnym zwycięstwie Maksa Kaśnikowskiego w tym turnieju i po kilku latach mamy ponownie Polaka co najmniej w półfinale poznańskiego turnieju.
– To prawda. Kiedyś dokonał tego Łukasz Kubot, później imprezę wygrywali Jerzy Janowicz i Hubert Hurkacz, a teraz Kaśnikowski. Od 1992 roku to czwarty Polak, któremu to się udało. Bardzo cenię grę Maksa, jego postawę, waleczność. Obserwuję go od jakiegoś czasu, a czasami dzwoni do mnie Łukasz Kubot i rozmawiamy na jego temat i również zachwyca się naszym młodym rodakiem. To wspaniały chłopak i jeszcze dostarczy nam na pewno dużo pozytywnych wrażeń.
W turnieju jest jeszcze drugi nasz reprezentant, Kamil Majchrzak, który ma szansę awansować do półfinału, w którym jego potencjalnym rywalem będzie właśnie Maks Kaśnikowski.
– Mam nadzieję, że wygra i dojdzie do tego spotkania. To byłby bardzo ciekawy mecz. Kaśnikowski już czeka, Kamil Majchrzak musi jeszcze wygrać swoje spotkanie, ale myślę, że faworytem tej konfrontacji, jeśli do niej dojdzie, będzie Majchrzak. Nie można jednak przekreślać Maksa, gdyż starszy z naszych zawodników z pewnością jest już bardzo zmęczony. Rozegrał już praktycznie 10 spotkań z rzędu, biorąc pod uwagę jego występy w Bratysławie, gdzie wygrał turniej. Kaśnikowski jest jednak świeższy, co może być jego atutem, dlatego nie można wskazać jednoznacznego faworyta. Na korzyść Majchrzaka wpływa doświadczenie i fakt, że jest w dobrej formie, o czym świadczy wygrany w zeszłym tygodniu challenger.
Czy właśnie w gronie Polaków – Maksa Kaśnikowskiego czy Kamila Majchrzaka upatrywałby pan głównego faworyta do zwycięstwa w całym turnieju?
– Uważam, że mecz między Majchrzakiem i Carreno-Bustą stał na światowym poziomie. Czułem się wtedy jak na kortach Rolanda Garrosa. Precyzyjne zagrania, świetne poruszanie się po korcie, ciekawa taktyka, zarówno delikatne, jak i mocne uderzenia – widzieliśmy w tym spotkaniu wszystko. To mógł być taki przedwczesny finał, mimo że oczywiście nie chcę odbierać umiejętności innym tenisistom, którzy tutaj grają. Dla nas oczywiście takim przedwczesnym finałem będzie spotkanie Kaśnikowskiego i Majchrzaka, jeśli do niego dojdzie. Są jednak inni zawodnicy, których być może słabiej znamy, gdyż nie mają tak uznanego nazwiska jak Carreno Busta, ale nie można przekreślać ich szans. Poziom turnieju jest wysoki i najlepszym dowodem jest frekwencja. Kibice tenisa to wyczuli i licznie pojawiali się na trybunach zarówno w poniedziałek, jak i we wtorek czy w środę. Na najważniejszych meczach na korcie centralnym pojawia się codziennie sporo publiczności. Jest to rewelacyjny turniej i bardzo cieszę się, że przeniosłem go po pierwszej nieudanej edycji z Warszawy do Poznania. Impreza przyjęła się w stolicy Wielkopolski, a Krzysztof Jordan zrobił wiele, aby go jeszcze upiększyć. Jest to święto tenisowe w Poznaniu, z którego jestem dumny.
Podobne odczucia mam co do mojego juniorskiego turnieju na kortach AZS, który w tym roku odbędzie się po raz 47. Jego pomysłodawcą był mój ojciec, który wczoraj, w szpitalu im. Raszei, został uczczony pamiątkową tablicą. Ufundowałem ją na 100. rocznicę urodzin mojego taty, która przypadała właśnie wczoraj. Mój ojciec założył wspomniany turniej, ale był też szefem Fundacji im. prof. Jana Fibaka i przez wiele lat rozdawał nagrody, głównie w turnieju deblowym. Rolę mojego ojca w pięknym przemówieniu podkreślał też w szpitalu Krzysztof Jordan i dziękował za to, że mnie zaprowadził na korty, bo w tym wielka jego zasługa. Dzięki temu obie te imprezy rozgrywane są właśnie w Poznaniu, a nie w Rzeszowie, Toruniu czy w Katowicach.
Wspomniał pan o wyrównanym, wysokim poziomie – chyba najlepiej świadczą o tym kilkukrotnie bite rekordy długości meczów w tegorocznym Enea Poznań Open?
– Na pewno. Starałem się też obserwować inne mecze na pozostałych kortach, ale skupiałem się na korcie centralnym, głównie dlatego, że tak długo rywalizują w tym turnieju Polacy. Kilka lat nie miałem przyjemności podziwiać naszych rodaków w grze aż do piątku i cieszę się, że w tym roku mam taką okazję.
Rozmawiał Wojciech Dolata
Foto: Karolina Kiraga-Rychter