Pablo Carreno Busta do Poznania przyjechał po raz trzeci. W 2013 roku osiągnął półfinał turnieju, a dwa lata później został triumfatorem tej imprezy. Wtedy przyjechał jako pretendent do wielkich sukcesów, teraz wraca po długiej przerwie związanej z kontuzją, by odbudować formę i na nowo czerpać radość z gry.
Możesz podsumować to, co się u ciebie w ostatnich miesiącach?
– W ostatnich miesiącach, a nawet przez półtora roku. Doznałem kontuzji podczas Pucharu Davisa w listopadzie 2022 roku. Tam zacząłem czuć niedogodności w prawym łokciu i od tego momentu rozpocząłem różne zabiegi, by jak najszybciej pozbyć się problemu. Sezon 2023 zacząłem standardowo w Australii, tam niestety też czułem ból. Po turnieju w Rotterdamie w lutym zdecydowałem się na przerwę, bo ból był coraz większy i nie mogłem grać. To był początek bardzo skomplikowanej i trudnej drogi dla mnie. Kiedy wydawało się, że już jest lepiej, to coś się działo, ból znowu wracał i było coraz gorzej. Praktycznie przez kilka miesięcy byłem poza tourem, wróciłem w październiku, by zagrać dwa challengery w Hiszpanii. Jednak osiągnięte wyniki nie były korzystne, a co najgorsze, dalej odczuwałem dolegliwości związane z kontuzją. W efekcie, po roku, lekarze zdecydowali się zoperować mój łokieć. Po tym potrzebowałem dużo czasu na rehabilitację, ta droga nie jest łatwa, są momenty, kiedy czujesz się lepiej, inne, kiedy czujesz się gorzej, ale przynajmniej już masz wyznaczone ramy czasowe związane z powrotem do zdrowia i do rywalizacji. Z czasem moje odczucia były coraz lepsze i tak zdecydowałem się zagrać w Roland Garros, korzystając z „zamrożonego rankingu”. Turniej w Poznaniu jest moim trzecim startem od powrotu i prawdę mówiąc czuję się coraz lepiej, pewniej na treningach. Wiem, że powrót do mojego poziomu sprzed kontuzji będzie mnie wiele kosztował, będę musiał grać wiele meczów. Muszę przestać się bać, że znowu poczuję ból, muszę zaufać swojej grze, ale wiem, że idę dobrą drogą, każdego dnia jest coraz lepiej i sam powrót na kort jest dla mnie ogromną radością.
Jak trudno jest ci zaakceptować, że potrzebujesz czasu, by ponownie wrócić na poziom jednego z czołowych tenisistów świata?
– To jest skomplikowane, w końcu każdy chciałby wrócić na swój poziom najszybciej, jak się da. Wrócić tam, gdzie się było. Ale minęło bardzo dużo czasu, półtora roku odkąd grałem w tourze ATP i to jest normalne, że nie jestem w takiej formie, jak kiedyś. Muszę uzbroić się w cierpliwość, w tym pomaga mi mój zespół – trener, trener od przygotowania fizycznego, fizjoterapeuta, moja rodzina, moja żona. Wszyscy mi pomagają, żebym nie stracił tej cierpliwości, wiedząc, że najważniejsze jest, żebym nie odczuwał bólu w łokciu, a reszta przyjdzie z czasem.
Jak się czujesz pod względem mentalnym i fizycznym teraz? Powrót do gry jest wymagający dla całego organizmu.
– Mentalnie czuję się już dobrze, bo ponownie jestem na korcie. Były momenty, kiedy nie wiedziałem, czy będę mógł wrócić do rywalizacji albo w ogóle będę musiał zostawić tenis. Dlatego teraz jestem szczęśliwy. Fizycznie jest lepiej z każdym dniem.
Pomyślałeś, że to już koniec twojej kariery?
– Bardzo nie chciałem o tym myśleć, ale to nieuchronne, żeby taka myśl nie pojawiła się w głowie, gdy przydarza ci się tak poważna kontuzja. W czasie procesu rehabilitacji jest wiele trudnych momentów. Kiedy wydaje ci się, że jest lepiej, znowu dzieje się coś złego. I wtedy takie myśli przychodzą, nie chcesz, nie powinieneś tak myśleć, twoim marzeniem jest gra, ale to nieuniknione.
Czujesz się spełnionym tenisistą?
– To jasne, że dotychczas moja kariera była wspaniała. Gdyby ktoś mi powiedział, zanim zacząłem grać profesjonalnie, że osiągnę to wszystko, co mam w dorobku, to bym nigdy nie uwierzył. Byłem w dziesiątce najlepszych tenisistów na świecie, byłem w półfinałach US Open, w ćwierćfinałach Rolanda Garrosa, wygrałem Puchar Davisa, zdobyłem brązowy medal na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio, mam na koncie siedem tytułów ATP Tour, rywalizowałem z najlepszymi zawodnikami na świecie. Oczywiście jestem bardzo zadowolony z tego, co już osiągnąłem, ale mi się bardzo podoba tenis. Uwielbiam takie życie w tourze, to jest częścią mnie. To ja chciałbym zdecydować, kiedy zakończę karierę, a nie, żeby to kontuzja zdecydowała za mnie.
Twoją ulubioną nawierzchnią jest mączka, ale najlepsze wyniki w Wielkich Szlemach osiągałeś na kortach twardych. Również największy sukces (Masters 1000 w Kanadzie) odniosłeś właśnie na takiej nawierzchni.
– Lubię obie. Uważam, że moja gra dobrze adaptuje się także do kortów twardych i wygodnie mi się gra na tej nawierzchni. Wynika to z tego, że od dziecka trenowałem więcej na kortach twardych, ponieważ na północy Hiszpanii takie właśnie nawierzchnie są popularniejsze. Dopiero kiedy przeniosłem się do Barcelony w wieku 15 lat, zacząłem więcej grać na kortach ceglanych. Dlatego moja gra przystosowuje się dość szybko do tych dwóch nawierzchni.
Czy teraz, biorąc pod uwagę kontuzję, której doświadczyłeś, nawierzchnia ma znaczenie?
– Nawierzchnia nie oddziałuje aż tak bardzo, bardziej piłki i warunki, w jakich gram. Kiedy pada, kort jest cięższy, piłki są cięższe i to może gorzej wpływać. Jednak we wszystkie dni, w które trenowałem tutaj czułem się bardzo dobrze i łokieć reagował poprawnie.
Przed Roland Garros powiedziałeś, że chciałbyś znowu poczuć się, jak tenisista.
– Cały czas jestem w fazie procesu powrotu, gram turnieje, trenuję i znowu żyję, jak tenisista, ale jeszcze kilka tygodni wcześniej nie wiedziałem nawet, czy będę znów grać. Teraz, gdy widzę, że jest lepiej, moje oczekiwania rosną i nie chciałbym już tylko czuć się tenisistą, ale też być tenisistą, który gra na dobrym poziomie. Brakuje mi jeszcze trochę tego, żeby grać bez obaw, że poczuję ból na nowo.
Jakie więc są twoje cele na ten rok?
– Chciałbym zapomnieć już całkowicie o kontuzji, być zdrowym, bez problemów fizycznych. Chcę grać na wysokim poziomie. Moim marzeniem jest zagrać w tym roku na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Zdobycie medalu byłoby czymś niesamowitym, ale chciałbym przynajmniej osiągnąć poziom akceptowalny, by godnie reprezentować mój kraj.
Obecnie najlepszym hiszpańskim tenisistą jest Carlos Alcaraz. Co możesz o nim powiedzieć? Dobrze się znacie?
– Carlos wstąpił do Akademii Juana Carlosa Ferrero, kiedy ja już tam trenowałem. Miał wtedy chyba 15 lat i już było widać, że będzie bardzo dobry. Grał na wysokim poziomie, będąc nastolatkiem. Ja byłem wtedy dziesiąty na świecie i spokojnie mogłem z nim trenować, nie czułem, że jego uderzenia są słabsze. Mogłem grać z nim dobre sparingi, nie wiem, czy teraz ja mógłbym być jego sparingpartnerem, bo gra na bardzo wysokim poziomie. Carlos ma świetną mentalność, zawsze chce więcej, uwielbia tenis i ma wokół siebie fantastycznych ludzi.
Jego głównym trenerem jest Juan Carlos Ferrero, który od zawsze był twoim idolem.
– Juan Carlos był moim idolem od dziecka. Kiedy zaczynałem grać w tenisa, on był numerem jeden na świecie. Oglądałem go, gdy wygrywał Roland Garros i zawsze śledziłem jego mecze w tv. Miałem wielkie szczęście, że trenowałem w jego akademii i jeździł też ze mną na turnieje zanim rozpoczął pracę z Alcarazem. Kiedy tylko się widzimy, dużo rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia, ogląda moje mecze. Dla mnie to prawdziwy przywilej.
Porozmawiajmy teraz o naszym turnieju. Wracasz do stolicy Wielkopolski po dziewięciu latach i to właśnie wtedy zostałeś mistrzem Poznań Open. Co znaczył dla ciebie tamten triumf?
– Rok 2015 był ostatnim, w którym grałem na poziomie challengerów. Od 2016 roku występowałem już tylko w głównym cyklu. Przez kontuzję musiałem ponownie zacząć grać w challengerach. To był moment, żeby wrócić do Poznania. Jestem bardzo wdzięczny organizatorom, że dali mi tę szansę i otrzymałem dziką kartę. Grałem tu wcześniej dwa razy – raz byłem w półfinale, a drugi raz triumfowałem, dlatego mam bardzo dobre wspomnienia. Zawsze mnie tu świetnie traktowano, czułem się tu wspaniale. Wiem, że mam jeszcze limity i brakuje mi rytmu meczowego, ale liczę, że ten turniej pomoże mi poczuć się dobrym tenisistą.
Park Tenisowy Olimpia trochę się zmienił od 2015 roku. Jak ci się tu teraz podoba?
– Wiele się zmieniło, budynek jest ładnie odnowiony. Jest dużo nowych rzeczy, ale klub jest tak gościnny, przyjazny dla zawodników. Miasto też jest bardzo ładne. To też jest ważne, żeby się zrelaksować między meczami. Dziewięć lat temu byłem innym człowiekiem i nie przywiązywałem do tego uwagi, nie lubiłem zwiedzać innych miast. Dojrzałem i mogę widzieć turniej z innej perspektywy. Mam nadzieję, że zagram tu, jak najwięcej meczów.
Rozmawiała Dominika Opala
Foto: Karolina Kiraga-Rychter