Marek Furjan na co dzień komentuje mecze tenisa w Eurosporcie. Dziennikarz w obszernej rozmowie chwalił tegoroczny turniej Enea Poznań Open, ale także poruszył światowe tematy, jak szanse Igi Świątek i Huberta Hurkacza na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Zastanawiał się także, co zrobić, aby nie zaprzepaścić sukcesów polskich tenisistów. Zapraszamy do przeczytania drugiej części wywiadu.
W pierwszej części rozmowy z Markiem Furjanem dyskutowaliśmy o Parku Tenisowym Olimpia, tegorocznym turnieju Enea Poznań Open oraz o szansach polskich tenisistów. Całą rozmowę można przeczytać TUTAJ. W drugiej części skupiliśmy się bardziej na światowych wątkach. Nie mogło więc zabraknąć pytań o Huberta Hurkacza, Igę Świątek, a także innych polskich tenisistów.
Hubert Hurkacz wygrywał w 2018 roku i dla niego była to trampolina do sukcesów. Wiele osób zastanawia się czy Huberta stać na wygranie wielkiego szlema. Gdzie jest jego sufit?
– Też się nad tym zastanawiam, bo to pytanie jest bez odpowiedzi. Odpowiedzią jest wynik, a ten należy do Huberta. Patrzę na to, jak się zmienia czołówka. Jeśli spojrzelibyśmy na nią trzy lata temu to ona kształtowała się zupełnie inaczej niż teraz. Proces zmian chyba już ostatecznie się dokonał, ale patrzę też na to, że Jannik Sinner był chwilę temu tenisistą równym klasie Hubertowi, a jego kariera wystrzeliła teraz mocno w górę. Tyle, że to skrajny przykład. Sinner i Alcaraz to ludzie z najwyższych miejsc rankingowych, a Hubert wynikowo jest bliżej Tsitsipasa czy Rublowa. Jeżeli zapytałbyś mnie czy ja wierzę, że pewnego dnia Hubert zagra w finale wielkoszlemowym, to odpowiedź brzmi tak. Ja absolutnie w to wierzę i wydaje mi, że go na to stać.
Zbliża się Wimbledon i to miejsce, w którym chyba możemy wymagać od Huberta najwięcej.
– Mamy duże nadzieje, bo wiemy, że jego tenis zyskuje na szybkich nawierzchniach. On jest nie do przełamania na serwisie. Jednak już mączka była w jego wykonaniu bardzo dobra i równa. Wygrywał z ludźmi, którzy doskonale czują się na ten nawierzchni, jak chociażby Baez. To tylko znów winduje nasze oczekiwania względem niego na korcie trawiastym. Jeśli miałby wypisać pięć nazwisk, które stawiam wyżej w hierarchii od Hurkacza w Wimbledonie w tym roku to nie dałbym rady. Nie znalazłbym tylu tenisistów.
Serwis Huberta na trawie to zabójcza broń. To zauważy nawet tenisowy laik.
– O tym też świadczą liczby. Przed rozpoczęciem turnieju w Paryżu sprawdzałem dokładnie statystyki i we wszystkich związanych z serwisem Hubert jest najwyżej na świecie. Tyle, że w statystykach dotyczących returnów był on w siódmej czy ósmej dziesiątce. To jest duża rozbieżność. Szybkie nawierzchnie powinny promować jego tenis.
Rozmawiamy na turnieju mężczyzn, ale musimy też porozmawiać o kobiecej części światowego touru. Pytałem Ciebie o sufit Huberta, ale jak spojrzymy na Igę Świątek to ona nie ma tego sufitu. Teraz wiele osób zastanawia się czy wróci do Paryża po skalp, na który czeka nie tylko tenisowa, ale cała sportowa Polska. Chyba żaden inny polski sportowiec nie będzie odczuwał takiej presji, jak Iga?
– Seria, którą Iga kontynuuje w Paryżu bez przegranego meczu jest niesamowita. To 21 meczów bez porażki i to podnosi oczekiwania kibiców. Trudno jest w tym roku ustalić sobie priorytety będąc tenisistą z czołówki. Mamy zmiany nawierzchni i jest sporo chaosu w kalendarzu. Nie oczekuję, że to będzie wypowiedziane przez kogoś głośno, ale myślę, że priorytety Igi są bliżej ponownego Paryża niż Wimbledonu. Dlatego, że Paryż to dla niej wyjątkowe miejsce. Trudno mieć oczekiwania, żeby Iga wygrała w Wimbledonie siedem meczów. Nie da się pogodzić wszystkiego. Trzeba czasami rozłożyć akcenty, chociaż wątek Londynu i Igi Świątek jest także ciekawy. Zastanawiamy się czy tam może się tak dobrze dziać, jak na innych nawierzchniach. Jednak ten sezon na kortach trawiastych jest tak krótki, że zanim się na tym skupimy to już się kończy. Trenerzy powtarzają, ze praca nad pewnymi elementami trwać ma cały rok. Z jakim efektem będzie to u Igi to zobaczymy.
Iga w Paryżu nie tylko zagra w singlowym turnieju, ale także w mikście z Hurkaczem. To taki turniej, w którym może się wydarzyć wszystko.
– Nie lubię nazywać czegoś loterią w sporcie, bo czasami tak nazywa się tie-breaki. Nie ma czegoś takiego, jak loteria, gdy masz realny wpływ na wydarzenia. Gdyby to była loteria to Djoković, Federer i Nadal nie wygraliby tylu równych meczów. Mikst jest jednak nieodgadniony. Tam wszystko jest spłaszczone. Zarówno format i to, że nie jest to trenowane na co dzień.
Iga i Hubert parę razy zagrali ze sobą i wyglądało to obiecująco.
– To jest jednak kropla w morzu zapotrzebowania na to, żeby czuć się pewnie i znać na pamięć partnera czy partnerkę. Deble oparte są na innych schematach, a zawodnicy mają stałe pary na cały sezon albo jego większość. Przed mikstem staram się zachować chłodną głowę.
Hubert będzie miał jednak trzy szanse w Paryżu na medal, bowiem zagra w turnieju deblowym w parze z Janem Zielińskim. Gdzie ma największe szanse?
– Nie skreślałbym tego miksta. Ta rywalizacja jawi się jako ważne wydarzenie w historii polskiego sportu. O żadnej parze mieszanej w historii nie mówiło się tyle, ile o parze Świątek – Hurkacz. Każda konkurencja, w której będzie grała Świątek będzie obserwowana przez media i kibiców. Hubert trochę tej presji więcej poczuje. Oni się jednak fajnie się uzupełniają i mają poprawne relacje. Ta kombinacja może dać sukces, ale przy formacie gry mieszanej mogą wydarzyć się różne, dziwne rzeczy. Rzadko jest tak, że przed rozpoczęciem turnieju ktoś poprawnie wytypuje zwycięzców.
W Paryżu zobaczymy jeszcze Magdę Linette i Magdalenę Fręch. Stać je na niespodzianki?
– Każdy tenisista ma podobne ambicje, ale każdy ma inne możliwości i realne cele. Każdy przyleci, żeby wygrać turniej. Faworytka jest znana i oczywista. To reszcie może tylko pomóc. Magdy miały w ostatnim roku lepsze i gorsze momenty. Grają na wysokim poziomie. Linette zakończyła złą serię, bo początek roku miała kiepski. Nie należy im jednak stawiać celów typu co najmniej ćwierćfinał. One są w grupie ambitnych dziewczyn i mogą zaskoczyć każdą rywalkę. To nie są jednak zawodniczki, którym odbierzemy szansę albo będą murowanymi faworytami z większością rywalek. Myślę, że ich udział w Paryżu to już duża sprawa, ale nie będę zaskoczony jak odniosą swoje sukcesy.
W ogóle my jako kibice jesteśmy rozpieszczeni sukcesami przede wszystkim Igi Świątek, ale też Huberta Hurkacza. Ale czy za kilka lat nie obudzimy się z myślą, że straciliśmy ten czas i nie pomyślimy że nie ma następców mistrzyni? Nie obawiasz się tego?
– Nie chce tego przewidywać, bo nikt nie myślał, że Iga Świątek w wieku 23 lat będzie miała wygranych pięć turniejów wielkoszlemowych i zdominuje kobiecy tenis. Wiadomo było, że może grać na wysokim poziomie, ale takiego scenariusza nie przewidział nikt. Nie chciałbym nikomu odbierać szans i go skrzywdzić opinią. Iga poszła o piętro wyżej względem Agnieszki Radwańskiej więc czas jej dominacji nie będzie stracony dla polskiego tenisa. To stanowi dużą różnicę dla opinii publicznej, mediów i kibiców. Warto oczywiście pomyśleć nad systemem, który pozwoli nam rozwijać te młode osoby. My patrzymy na tenis i sukcesy z perspektywy osiągnięć Igi. Kibice już nie doceniają Huberta, czyli człowieka z czołowej dziesiątki. Nie wygrywa turniejów wielkiego szlema, rzadko gra w finałach i to przekłada się na całość. Iga wywindowała to na niebywały poziom.
Czymś niesamowitym dla polskiego sportu byłoby, gdyby Iga i Hubert w jeden weekend wygrali wielki turniej. Myślisz, że to całą dyscyplinę wyniosłoby na piedestał?
– Media to media, a liczy się system. Wracamy do takich imprez, jak ta w Poznaniu. Fajnie, żeby na sukcesach Igi budował się system i myśl przewodnia, jak dbać o młodych adeptów i jak ich rozwijać. Gdy spojrzymy na poziom challengerów to my mamy kilku tenisistów, którzy mogą za moment pojawić się na poziomie eliminacji wielkoszlemowych. Ilu z nich może pozwolić sobie na zabieranie trenerów na turnieje? To podstawowa rzecz na tym poziomie profesjonalizmu, ale prawa jest taka, że mogą to zrobić tylko jednostki. To mnie gdzieś tam boli i myślę sobie o tym w kontekście całego tenisa. Za chwilę będziemy mówili o Wimbledonie, że tam znów powiększyła się pula nagród. Natomiast na poziomie ITF i pewnie poniekąd challengerów ta opieka powinna być wskazana. Tutaj jest to rozwidlenie dróg znane z memów, że albo jedziesz w lewo albo w prawo. Przypominam sobie początki Igi, która jeżdżąc na turnieje ITF miała już ze sobą trenera, trenerkę od przygotowania fizycznego, czyli pewnego rodzaju komfort. To była inwestycja ludzi, z którymi współpracowała. Widzę wielu polskich tenisistów, którzy mają duże ambicje, ale nie mogą sobie na to pozwolić. Mówiąc o sukcesach Igi i Huberta warto przypominać ich drogę. Mam wrażenie, że prawdziwa twarz tenisa dostrzegana jest na turniejach ITF i challenger, a nie wtedy gdy oglądamy finał wielkiego turnieju w telewizji, gdy ktoś odbiera piękny puchar i czek. Tam widzimy już pewien etap ten drogi. Trudne i decydujące momenty rozgrywają się w mniejszych imprezach. Trzymam kciuki za to, żeby ten czas Igi i Huberta nie był stracony dla polskiego tenisa. Trzeba Igę jako ambasadorkę wykorzystywać, żeby polski tenis mógł się rozwijać. To już rola związku, sponsorów i innych jednostek.
Naszą rozmowę rozpoczęliśmy od tego, że ostatni raz widzieliśmy się tutaj 5 lat temu. To właśnie też wtedy wielu kibiców pierwszy raz usłyszało o Idze Świątek, która wygrała wówczas juniorski Wimbledon. Potem wiemy, jak potoczyła się jej historia. Zainteresowanie tenisem wzrosło dzięki niej, bo widać coraz więcej szkółek tenisowych.
– Wpływ Igi jest niepodważalny. Po pierwszym wygranym Roland Garros rakiety juniorskie i dziecięce zaczęły w sklepach tenisowych się wyprzedawać szybciej niż wcześniej. Każdy sukces uruchamia spiralę wydarzeń. Dlaczego część ludzi wysyła dzieciaki na tenis? To droga Richarda Williamsa, który usłyszał ile można zarobić, jeśli jest się najlepszym. To go zainspirowało do pewnego działania i uznał, że to może być dla nich sposób na życie. Czasami to zgubne, bo mamy jednostki w skali kraju, które układają życie pod tenis i się z tego utrzymują.
To co zrobić, żeby perełki tenisowe nam nie uciekały?
– To efekt całego systemu. Dużo jest historii, gdy poświęcała się cała rodzina dla dziecka. Ojciec Williams, ojciec Świątek, ojciec sióstr Radwańskich czy rodzice i dziadkowie Jurka Janowicza. Tak naprawdę tam było duże poświęcenie rodziny, a rzadko kto wspomina o jakimś systemie, czyli czymś takim, co byłoby wspólnym mianownikiem. To jest celem polskiego środowiska tenisowego, aby rozwijać system, edukować trenerów, bo to jest istotne, aby ludzie nabywali kompetencje, które mogą przekazywać dalej. To szeroka mapa tego, o co trzeba dbać, żeby ten sukces przyszedł. Tenis niesie za sobą wyrzeczenia, jeśli chodzi o finanse. Planowanie wszystkiego wokół jest istotne.
Najważniejsze chyba jednak, aby dzieci były jak najbardziej aktywne fizycznie. Nie ważne czy będzie to tenis czy inny substytut. Coraz większą popularnością cieszy się padel czy też pickleball, w którego można zagrać w Parku Tenisowym Olimpia.
– Generalnie mam takie wrażenie, że rekreacja jest dużo zdrowsza od zawodowego uprawiania sportu. Na pewno jest lepsza dla ciała i głowy. Nawet nie grając na tym telewizyjnym poziomie te umiejętności, które możesz nabywać na korcie tenisowym, w klatce padlowej czy korcie do pickleballa przydają się w życiu. To rozwija wielopłaszczyznowo. Wiadomo, że wszystkich w centrum Poznania, centrum Warszawy czy w internecie interesuje sukces. Nie każdy może być mistrzem, ale każdy może być szczęśliwy robiąc coś, co kocha. Dlatego ja tak bardzo lubię oglądać te mecze ze ścisłego topu. Dzięki temu mogę oglądać ludzi, którzy się spełniają, mają na siebie pomysł i sobie radzą w życiu. Na tym poziomie challengerów to jest możliwe. Warto też takich ludzi doceniać, a dzieciakom dawać jak najwięcej frajdy.
Rozmawiał Maciej Brzeziński
Foto: Karolina Kiraga-Rychter