Małe kroki są podstawą wielkich sukcesów

Małe kroki są podstawą wielkich sukcesów

Jean-Jules Rojer to jeden z najbardziej utytułowanych deblistów świata. 43-letni Holender ma na swoim koncie 37 triumfów w grze podwójnej, w tym Wimbledon 2015, US Open 2017 i Roland Garros 2022. Dodatkowo w paryskim szlemie wygrywał też w mikście w 2014 roku. Rojer po raz drugi w karierze zawitał do Poznania, gdzie w sezonie 2008 także był najlepszy w deblu, w parze z Johanem Brunstromem. W Enea Poznań Open 2025 Holender ma nadzieję na powtórzenie sukcesu sprzed 17 lat.

Spotkanie ćwierćfinałowe podczas Enea Poznań Open 2025 dostarczyło wiele emocji. Razem z Matwe Middelkoopem musieliście bronić piłki meczowej, ale ostatecznie udało się awansować do półfinału.  

= To był bardzo trudny mecz, nasi przeciwnicy grali bardzo dobrze. W pierwszym secie stworzyli więcej okazji od nas. Nie było łatwo dziś grać przez wiatr, warunki były o wiele trudniejsze niż w poprzednich dniach. Po pierwszym przegranym secie, razem z moim partnerem, porozmawialiśmy i wprowadziliśmy pewne zmiany do naszej gry. To przyniosło efekty i doprowadziliśmy do super tie-breaka. W takich przypadkach zawsze decydują dwa, trzy punkty. Cały czas goniliśmy wynik, ale w kluczowych momentach, to nasi przeciwnicy popełnili błędy, a my to wykorzystaliśmy.

W jaki sposób twoje wieloletnie doświadczenie w grze deblowej pomaga w takich wyrównanych meczach? 

– Myślę, że to bardzo pomaga. Na przykład dzisiaj mój partner nie był spokojny na korcie. Ma takie dni, kiedy jest dość szalony. Wtedy ja próbuję z nim rozmawiać, uspokajać go, żeby nie tracił energii na niepotrzebne zachowania. Moje doświadczenie pomaga również w ustalaniu strategii bądź też zmienianiu jej w czasie meczu. Gdybyśmy tego dziś nie zrobili, to byśmy przegrali w dwóch setach. Byliśmy starsi od naszych rywali i to doświadczenie pomaga.

Kiedy zdecydowałeś się grać już tylko w grze podwójnej? 

– Wydaje mi się, że miałem wtedy 26-27 lat. Próbowałem grać singla, ale nie byłem za dobry. Mój najlepszy ranking w grze pojedynczej to 218. miejsce. Nie mogłem awansować wyżej i zdecydowałem się na granie tylko debla. Ten był dla mnie łatwiejszy i zauważyłem, że znacznie więcej w nim wygrywam. Czułem się pewniej w grze podwójnej, poziom mojego tenisa był wyższy. Granie debla było dla mnie bardziej naturalne i byłem zadowolony, że podjąłem decyzję o zmianie.

Czy istnieje jakiś aspekt, który jest trudniejszy w grze podwójnej niż w grze pojedynczej?  

– W singlu zależy wszystko od ciebie, w deblu zależy od dwóch osób. Ja mogę grać bardzo dobrze, ale w tym samym czasie mój partner może grać bardzo źle. I choćbym nie wiem, jak dobrze się prezentował, jeśli mój kolega z kortu nie pomoże, to nie wygramy. W drugą stronę jest tak samo. W deblu zawsze jest ważne wyczucie tego momentu i kiedy powyższa sytuacja ma miejsce, ten który gra lepiej, musi nieco obniżyć swój poziom, po to, aby ten drugi mógł go podnieść i się podbudować. Dlatego tak istotne jest, żeby wspierać partnera, pomóc mu wejść na ten wyższy poziom gry. To odróżnia debla od singla, dlatego nie każdy singlista potrafi grać w grze podwójnej. Kiedy jesteś na korcie sam, musisz radzić sobie z problemami w pojedynkę, myślisz tylko o sobie, nie musisz się z kimś komunikować i to są rzeczy, których należy się nauczyć, kiedy zaczynasz grać w parze.

Masz wiele sukcesów w grze podwójnej wśród których są cztery tytuły wielkoszlemowe. Byłeś też trzecim deblistą świata. Jak wspominasz tamte momenty w karierze? 

– To są piękne wspomnienia. Wiem, że nigdy nie zdobyłbym tytułu wielkoszlemowego w singlu, dlatego moja decyzja była wartościowa. To były niesamowite chwile w mojej karierze, które czynią mnie szczęśliwym człowiekiem. Nie wiem, jak długo będę jeszcze grać, ale tamte momenty zapamiętam na zawsze. Wygranie turnieju wielkoszlemowego było moim celem od kiedy zacząłem grać w debla i cieszę się, że osiągnąłem to kilka razy.

Spośród wszystkich Wielkich Szlemów brakuje ci tytułu Australian Open. Jest on na twojej liście marzeń? 

– Nigdy nie powiem, że nie, natomiast jest to coraz trudniejsze do osiągnięcia. Brakuje mi tylko tego, by skompletować wszystkie cztery. Szukam sposobu, żeby wygrać ten turniej. Dwa razy byłem w półfinale. Mam nadzieję, że będę grał do przyszłego sezonu i zagram w Australii jeszcze raz. Jeśli się nie uda, nie będę płakać, bo mam wiele innych sukcesów. Jeśli nie będę miał tego jednego trofeum, to nic się nie stanie.

Jak się czujesz w Poznaniu?  

– Bardzo mi się tu podoba. Mam wielu przyjaciół Polaków, którzy w przeszłości ze mną grali. Ten turniej jest naprawdę dobrze zorganizowany, ponadto kort centralny jest przepiękny. Świetnie nas tu traktują, ja z Matwe, moim partnerem, codziennie o tym rozmawiamy. Polacy są bardzo mili, mam tu wielu znajomych, to fajni ludzie i zawsze się świetnie dogadujemy. Bardzo dobrze się tu czujemy.  

Przyjechałeś tu po wielu latach, w 2008 roku triumfowałeś w Parku Tenisowym Olimpia w grze podwójnej. Co pamiętasz z tamtego turnieju? 

– Już prawie nie pamiętam. To było bardzo dawno temu, ale były to ważne zwycięstwa. Często są one kluczowe w rozwoju dalszej kariery. Wiele osób pyta mnie, czy nie przeszkadza mi to, że muszę grać w challengerach na nowo, gdy już osiągnąłem tyle sukcesów. Ale naprawdę mam wiele pięknych wspomnień z challengerami, z miejscami, które odwiedziłem. Doceniam to, że tu jestem, bo dzięki tym małym kroczkom w przeszłości, mogłem później osiągnąć tak wiele. Aby zatriumfować, aby dotrzeć na szczyt, musisz najpierw wykonać te kroki po kolei. To niezwykle ważne. Wiadomo, te wspomnienia nie są takie, jak przy Wielkich Szlemach, ale też są piękne i dają mi wiele radości, motywacji. Powrót do miejsc, gdzie w przeszłości triumfowałem, zawsze przywołuje dobre skojarzenia.  

W 2008 roku w jednym z meczów pokonaliście Łukasza Kubota, który grał w parze z Michaelem Kohlmannem.  

– Wygrałem z Kubotem? Vamos! Kubi wysłał mi wczoraj wiadomość po meczu, w której napisał, że mnie wspiera i też chciałby zagrać jeszcze w turnieju. Łukasz był bardzo profesjonalny i pracowity. W tym jesteśmy bardzo podobni. Mam do niego wielki szacunek. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy i wzajemnie szanowaliśmy. Na korcie była rywalizacja, on często ze mną wygrywał, ale zawsze był między nami szacunek. Dawał mi wiele rad i wsparcie.

Ten profesjonalizm pozwolił ci tyle osiągnąć? 

– Zdecydowanie. Jeśli tego nie masz, nie osiągniesz wielkich sukcesów. Możesz wygrać kilka razy, ale utrzymanie tej ciągłości przez całą karierę, nie jest możliwe bez profesjonalnego podejścia. Profesjonalizm jest kluczowy.  

Rozmawiała Dominika Opala 

fot. Karolina Kiraga-Rychter

Małe kroki są podstawą wielkich sukcesów
Facebook
Twitter
E-mail
Drukuj
Scroll to top