Maks Kaśnikowski poszedł w ślady Jerzego Janowicza oraz Huberta Hurkacz i wygrał Enea Poznań Open 2024. 20-latek pokonał w wielkim finale tegorocznego turnieju Camilo Ugo Carabelliego 3:6, 6:4, 6:3.
Wygrałeś drugi turniej challenger w karierze. Co czujesz?
– Jestem bardzo szczęśliwy i ciężko to opisać słowami. Na trybunach była moja rodzina i szczęście jest niesamowite. Bardzo się cieszę, że wygrałem turniej w Polsce. Dziękuję kibicom, bo ich doping i wsparcie bardzo pomagało.
Były trzy sety, wiele przełamań i zwrotów akcji. Co było kluczowe, aby pokonać Camilo Ugo Carabelliego?
– Doping kibiców był dzisiaj bardzo ważny. Kiedy przegrywałem 0:3 w drugim secie to wszyscy zaczęli mi kibicować. To dodało mi sporo energii i zacząłem być aktywniejszy na korcie i bardziej agresywny. To popłaciło. Widziałem, że przeciwnik był zmęczony.
Przegrywałeś 0:3 w drugim secie. Co wtedy działo się w twojej głowie?
– Cały czas byłem skoncentrowany na meczu. Wierzyłem, że można to odwrócić. Pewien rodzic zawodniczki powiedział mi kiedyś takie mądre słowa, że mecz tenisowy zaczyna się dopiero po pierwszym secie. Cały czas miałem to w głowie. Drążyłem jak woda skałę i udało się.
Czy wygranie w Poznaniu jest twoim największym sukcesem?
– To największy turniej, który wygrałem w karierze więc zdecydowanie tak.
Jesteś w ostatnich tygodniach w dobrej formie. Wygrałeś turniej ITF, potem były dwa ćwierćfinały challengerów, a teraz przyszło zwycięstwo. Skąd się wzięła ta forma?
– To jest ciekawe, bo w sporcie forma często nie buduje się tak, że wyniki po trochu są lepsze, a jest nagły skok. Miałem kilka słabszych turniejów i zdecydowałem się na chwilę wrócić na niższy poziom rozgrywkowy. Wygrałem jeden turniej ITF, nabrałem pewności siebie i jakoś to poszło. To był efekt kuli śnieżnej. W Poznaniu grałem już naprawdę bardzo dobrze. W ważnych momentach byłem bardzo pewny siebie i dlatego odniosłem zwycięstwo.
Jakie stawiasz sobie kolejne cele?
– Nie myślałem jeszcze o tym. Przed turniejem w Poznaniu moim głównym celem było zakwalifikowanie się do eliminacji US Open. W tej chwili ten cel jest zrealizowany więc trzeba usiąść z teamem i wyznaczyć kolejne. Nie mam zamiaru się zatrzymywać. Będę ciężko pracował i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę grać w turniejach głównego cyklu ATP.
Wiesz, na którym miejscu w rankingu będziesz w poniedziałek?
– Nie zaglądam w cyferki. Nie patrzę na to, tylko skupiam się na dobrej grze. Kiedy będzie dobra gra to ranking będzie rósł.
W Poznaniu wygrywali Jerzy Janowicz, Hubert Hurkacz. Pewnie doskonale wiesz, jak ich kariery się potoczyły. Jaka jest szansa, że pójdziesz ich śladami?
– Nie chce wróżyć, bo nie jestem jasnowidzem. Mogę tylko obiecać, że będę ciężko pracować na ten sukces. Mam nadzieję, że będziemy się widzieć na największych turniejach.
Jak cenne dla ciebie jest to, że osiągnąłeś swój cel, czyli awans do eliminacji US Open?
– To kolejny krok na mojej drodze tenisowej. Chce to potraktować jako przystanek, ale nie taki, na którym wysiadam tylko jadę tym pociągiem dalej.
Rozdałeś kiedyś tyle autografów i zrobiłeś tyle zdjęć, co po wygranym finale?
– Zdecydowanie nie.
Przed turniejem w Poznaniu myślałeś, że zakończy on się dla ciebie zwycięstwem?
– Przed turniejem nie myślę o ostatnich fazach. Zawsze chcę się skupić na kolejnym meczu i być w tym tu i teraz. To jest najważniejsze, aby koncentrować się na właściwym momencie i nie wybiegać daleko do przodu.
Jak zmieniłeś się przez ostatni rok? Bo postęp, który poczyniłeś jest naprawdę potężny.
– Poprawiłem się w każdym aspekcie. Na pewno jestem dużo lepszy fizycznie niż rok temu. Zrobiłem też progres mentalny i tenisowy. Wzbogaciłem swój repertuar uderzeń. Cieszę się z progresu i oby tak dalej.
Poznań będzie teraz twoim ulubionym turniejem na tenisowej mapie?
– Oczywiście, że tak.
Notował Maciej Brzeziński
Foto: Paweł Rychter