Bardzo zadowolony po meczu z Albertem Ramosem-Vinolasem był Maks Kaśnikowski, który po bardzo dobrym meczu pokonał najwyżej rozstawionego w turnieju Enea Poznań Open 2024 zawodnika. W wywiadzie opowiedział o swoich wrażeniach po meczu, kulisach zgłoszenia się do debla z Kamilem Majchrzakiem i sentymencie do gry w Poznaniu.
W pierwszej rundzie imprezy wyeliminowałeś najwyżej rozstawionego zawodnika, można zażartować, że będzie już tylko z górki?
– Tak, oczywiście, można tak zażartować, ale to będą tylko żarty. Tutaj wszyscy zawodnicy grają na wysokim poziomie. Challengery charakteryzują się tym, że poziom jest w nich bardzo wyrównany, praktycznie do samego końca nie wiadomo, kto wygra dany turniej. Rzadko zdarza się, że do finału dochodzi faworyt i wygrywa imprezę. Każdy z zawodników biorących udział w takim turnieju, w swojej topowej formie, może wygrać mecz z każdym. Bardzo cieszę się ze swojego zwycięstwa. Wyeliminowałem najwyżej rozstawionego zawodnika i zawsze to jest dodatkowa radość. Każdy z zawodników prezentuje dobrą dyspozycję, dlatego nie mogę nikogo zlekceważyć i tak samo dobrze przygotować się do kolejnego meczu, jak do dzisiejszego.
Który moment twojego meczu z Hiszpanem uważasz za kluczowy? Ten długi i ostatecznie wygrany decydujący gem w pierwszym secie czy inny?
– Trudno wskazać taki jeden moment, a takich niespodziewanych punktów, zwrotów akcji i emocjonujących chwil było bardzo dużo. Było mnóstwo gemów wygranych na przewagi, sporo przełamań i mecz był nieprzewidywalny. Kluczowy był oczywiście tie-break, gdybym go nie wygrał, nie wiadomo, co by się stało w trzecim secie. Skończyło się tak, że wygrałem w dwóch setach i trzeba się z tego cieszyć.
Grałeś dzisiaj z zawodnikiem leworęcznym – czy jest to dla ciebie dodatkowa trudność czy nie ma to większego znaczenia?
– Nie, nie ma to większego znaczenia. Tak się składa, że kiedy przeszedłem do akademii tenisowej Tenis Kozerki, to trenowałem z Janem Wójcikiem. To mój świetny kumpel i dobry zawodnik, który jest właśnie leworęczny. Około 1,5 roku każdego dnia razem trenowaliśmy, dlatego gra z zawodnikiem leworęcznym nie jest dla mnie niczym szczególnym.
W dwóch ostatnich challengerach docierałeś do ćwierćfinałów, więc w myśl zasady „do trzech razy sztuka” czas chyba na występ w finale?
– Na pewno bardzo chciałbym dotrzeć dalej niż do ćwierćfinału, ale na razie jestem w drugiej rundzie. Wszyscy świetnie grają i trzeba się do każdego meczu bardzo dobrze przygotować. To, że w dwóch poprzednich turniejach osiągnąłem dwa ćwierćfinały nic nie znaczy, to już było. Teraz trzeba się skupić na kolejnym meczu, kolejnym turnieju, ale cieszę się z dobrej formy. W dobrym stylu udało mi się dzisiaj wygrać, pokazałem charakter w ważnych momentach i odważyłem się zagrać ryzykownie w kilku sytuacjach. Zagrałem w końcówce meczu kilka ważnych, agresywnych akcji. Jeżeli to utrzymam i będę tak dalej grał, to na pewno będę mógł walczyć o najwyższe cele w tym turnieju.
W grze podwójnej będziesz grał wspólnie z Kamilem Majchrzakiem. Jak doszło do zawiązania tej współpracy?
– Trenujemy razem bardzo często, jesteśmy dobrymi kolegami. Na którymś z treningów pół żartem, pół serio jeden z nas rzucił: „zagrajmy razem debla w Poznaniu!”. Potem okazało się, że to nie były żarty, zgłosiliśmy się, żeby zagrać na polskiej ziemi, dla naszej publiczności. Na pewno będzie to dodatkowa atrakcja, więc jesteśmy bardzo pozytywnie nastawieni do tego debla. Mimo że nie gramy często w grze podwójnej, liczymy na dobry występ.
Czy sprawdzałeś, w którym miejscu drabinki znajduje się Kamil Majchrzak?
– Znam jego drabinkę, ale bardzo daleka droga przed nami, aby razem zagrać w tym turnieju. Na razie nie zastanawiam się nad tym. Jestem obecnie w drugiej rundzie, a Kamil skończył w niedzielę turniej, wygrał challengera. Gratuluję mu tego sukcesu, jest w świetnej formie i mam nadzieję, że obaj będziemy tak długo wygrywać, że razem się spotkamy, ale jeszcze długa droga przed nami.
W ostatnim czasie wygrywałeś z Altmaierem, Coriciem i dzisiaj z Ramosem-Vinolasem. Czy któreś z tych zwycięstw doceniasz bardziej od innych?
Myślę, że dzisiejsze zwycięstwo jest dla mnie najcenniejsze. Te poprzednie wygrane z bardziej utytułowanymi rywalami przyszły mi nieco łatwiej, a dzisiaj końcówka meczu była dla mnie trudna, dlatego najbardziej zadowolony jestem z tej wygranej.
Podkreślałeś wcześniej w wywiadach, że jednym z twoich idoli jest Bernabe Zapata Miralles. Allbert Ramos-Vinolas przypomina tego zawodnika pod względem chociażby swojego profesjonalizmu – czy on też był dla ciebie inspiracją?
– Zgadzam się, że to jest podobny styl zawodnika, ale do tej pory nie spoglądałem na niego tak często, jak na Zapatę. U niego (Zapaty-Mirallesa) więcej jest okrzyków, bardziej emocjonalnie podchodzi do meczu. Albert jest spokojniejszym graczem, zrównoważonym, ale też bardzo szanuję jego dokonania i nie raz oglądałem jego mecze. Interesuję się tenisem od 5. roku życia, bardzo dużo meczów widziałem, więc także Ramosa-Vinolasem miałem okazję obserwować. On już wtedy był zawodowym tenisistą, pamiętam chociażby jego świetny występ w ćwierćfinale Rolanda Garrosa. Moim ulubionym zawodnikiem jest jednak wciąż Bernabe Zapata-Miralles.
Jak dużo dał tobie wyjazd do Bośni i udział w turnieju rangi ITF? Od tego momentu twoja forma wyraźnie zwyżkuje.
– Jak widać po moich wynikach, było to dobre posunięcie. Zagrałem tam dobry turniej, sporo meczów i złapałem pewność siebie. Miałem też kilka trudnych momentów, ale było to dla mnie budujące i udało mi się z nimi poradzić. Później przełożyłem to na kolejne turnieje, dlatego cieszę się z tej decyzji. Główną motywacją było to, aby nie zaczynać imprezy od meczu z zawodnikiem z okolic miejsca 200 w rankingu ATP. Mówi się, że cyferki nie grają, ale ranking ma jednak znaczenie. Ci wyżej klasyfikowani tenisiści prezentują z reguły wyższy poziom. Liczyłem, że zagram trochę więcej meczów, a skończyło się na tym, że zagrałem ich maksymalną liczbę. Wyszło idealnie, zdobyłem cenne punkty do rankingu. Dzięki temu złapałem rozpęd i utrzymuję cały czas ten dobry poziom.
Czy jeśli twój ranking pozwoli ci na udział w kwalifikacjach do US Open, to zgłosisz się do nich?
– Oczywiście, bez dwóch zdań. Jeśli ranking pozwoli na to, nie będę się wahał i pojadę tam.
Nie pierwszy raz startujesz w Poznaniu. Jest to dla ciebie szczególne miejsce, szczególny turniej?
– Zawsze turnieje w Polsce są bardzo ważne bardzo cieszę się, kiedy mogę grać przed polską publicznością. Kibice liczni przychodzą na te mecze, dopingują mnie. Daje to mi dodatkową energię i łatwiej się gra wtedy, gdy cały tłum kibicuje tobie, a nie jest przeciwko. Jest to dla mnie świetne doświadczenie i dla takich momentów gra się w tenisa, kiedy można cieszyć się razem z kibicami i świętować zwycięstwa wśród licznej grupy ludzi.
Rozmawiał Wojciech Dolata
Foto: Karolina Kiraga-Rychter